O archeozoologii w niedawnej przeszłości

Alicja Lasota-Moskalewska

Zacznę tradycyjnie, od definicji: archeozoologia jest dziedziną interdyscyplinarną, składa się z elementów zoologii i archeologii. Archeologia zdobywa materiał badawczy, datuje go, określa kulturowo i czeka na wyniki analizy oraz interpretację. Teraz wkracza zoologia, rozpoznając szczątki zwierzęce, określając wiek, płeć, typ morfologiczny zwierzęcia, a następnie interpretuje wyniki i wyciąga wnioski o udomowieniu zwierząt, gospodarce i stosunku ludzi do zwierząt w danym miejscu i czasie. Mając takie wyniki archeolodzy tworzą charakterystykę gospodarczą kultury i określają poziom cywilizacyjny ludzi. Archeozoologia bada też szczątki zwierząt związanych z kultem zmarłych lub bóstw. Są to ofiary zwierzęce, bardzo rozpowszechnione od neolitu po czasy nastania chrześcijaństwa. Trzecią dziedziną są przedstawienia figuralne zwierząt spotykane na skałach i przedmiotach codziennego użytku.

Od pewnego czasu archeozoologią zajmują się też archeolodzy, często bez przyrodniczego przygotowania. Badacze ci chcą wyeksponować w łącznej nazwie archeozoologia swoją dziedzinę. Na zachodzie Europy jest to tak rozpowszechnione zjawisko, że chyba już nie wiadomo od czego zaczęliśmy kształtowanie dziedziny. Moja uczennica pojechała na trzydniowy kurs do Sheffield i gdy wyjeżdżała była archeozoologiem, a wróciła jako zooarcheolog. Przy zmianie nazwy trzeba brać jednak pod uwagę następujące fakty: 1/ podwaliny archeozoologii stworzyli zoologowie (anatomowie i paleontologowie), 2/ nazwa ma uzasadnienie historyczne. Powstała wraz z oficjalnym powołaniem całej dziedziny. W kwietniu 1971 roku, w Budapeszcie, odbył się Międzynarodowy Kongres Anatomów, na którym podjęliśmy uchwałę, że archeozoologia będzie wyodrębniona z anatomii i będzie się tak nazywała jak się nazywa naprawdę. Dziedzina ta istnieje już 50 lat, przynajmniej połowa z uczestników kongresu nie żyje, ale archeozoologia rozkwita.

Badanie szczątków zwierzęcych, odkrywanych w trakcie wykopalisk archeologicznych zaczęło się w pierwszej połowie XX wieku, a sporadycznie jeszcze wcześniej. Takie pojedyncze badania wynikały z ciekawości badaczy, na przykład chcieli oni wiedzieć jakie zwierzęta zasiedlały jaskinię, czy tylko miejscowe, czy także napływowe. W tych wczesnych badaniach główną rolę odgrywała paleozoologia. W pierwszej połowie XX wieku zasłużył się dla archeozoologii polski badacz profesor Edward Lubicz-Niezabitowski. Był lekarzem, wszechstronnym przyrodnikiem, kolekcjonerem, miłośnikiem teriologii, osteologii, zoogeografii, entomologii i ichtiologii. W medycynie wsławił się udanymi operacjami ludzi, przeprowadzanymi nie na salach operacyjnych, ale w obejściach chłopskich. W paleontologii zasłynął fachową analizą szczątków mamuta i nosorożca włochatego znalezionych w Staruni. Ciekawostką jest jego rozprawa doktorska. Opracował owady gnieżdżące się na trupach ludzkich. Sekwencja ich pojawiania się i stan rozwoju pozwalają ustalić czas śmierci denata. Kryminalistyka do tej pory korzysta z ustaleń tej pracy. Nam najbliższe jest opracowanie z 1938 roku szczątków zwierzęcych osady obronnej kultury łużyckiej w Biskupinie. To opracowanie, oprócz realnej wiedzy, miało ten walor, że archeolodzy zainteresowali się wynikami badań archeozoologicznych.

W latach pięćdziesiątych XX wieku, w całej Europie zaczęto interesować się pozycją zwierząt udomowionych w różnych kulturach, w różnych czasach i na różnych terenach, a także pochodzeniem tych zwierząt. Wiedzieliśmy tylko to, co napisał Karol Darwin w pracy z 1868 roku. Tam też sformułował prawidłową definicję udomowienia. Uważał on, że zasadniczą rolę odgrywają cechy morfologiczne, kształtowane przez dobór naturalny, w którym mieści się także nieuświadomiony wybór dokonany przez człowieka. W drugiej połowie XX wieku najwybitniejszym archeozoologiem był Węgier, Sándor Bökönyi. Badał on neolityczne osadnictwo w południowo-zachodniej Azji, a także szczątki zwierzęce z rzymskiego miasta Tač-Gorsium. Napisał pierwszą archeozoologiczną książkę, a właściwie dzieło: „History of Domestic Mammals in Central and Eastern Europe” (1974). Bökönyi zajmował się nie tylko zwierzętami, ale także ludźmi, którzy na przełomie paleolitu i neolitu podjęli hodowlę i osadnictwo. Uważał on, że domestykację zainicjowali ludzie, którzy uprawiali wyspecjalizowane łowiectwo. Specjalizacja polegała na odławianiu zwierząt jednego gatunku, na przykład koni. Miał się u tych ludzi wytwarzać rodzaj przywiązania i poczucia własności do zwierząt odławianego gatunku, a później następowało udomowienie. Jednak fakty przeczyły tej teorii, bo jednogatunkowe łowiectwo na Bliskim Wschodzie dotyczyło gazel, gdzie indziej onagera, a zwierzęta te pozostały nieudomowione. Coraz częściej przyjmuje się teraz teorię z 1898 roku, którą stworzył niemiecki badacz Johann Richard Mucke. Uważał on, że do udomowienia zwierząt zmuszeni byli ludzie, którzy nie umieli sprawnie łowić. Żyli ze zbieractwa, a to dawało często okresy głodu. Przysposobili więc zwierzęta, które zawsze były pod ręką.

Pierwszą książkę opisującą pozycję i pochodzenie zwierząt domowych napisał w 1963 roku Frederick Everard Zeuner. Autor interesował się zwierzętami, nie zajmując się ludźmi, będącymi sprawcami udomowienia. W 1968 roku wyszło polskie wydanie książki Siergieja Bogolubskiego „Pochodzenie i ewolucja zwierząt domowych”. Książka ta jest bardzo dobra, zawiera wiele informacji o udomowieniu, nawet egzotycznych zwierząt, autor pisał też o ludziach, podejmujących ten proces.

Archeozoologią w Afryce zajmował się Joachim Boessneck. W 1988 roku wyszła jego praca o zwierzętach w starożytnym Egipcie. Książka ta jest szczególnie cenna, gdyż wynika z badań własnych autora, jest to już taka prawdziwa archeozoologia i w teorii i w praktyce. Drugi nurt badań Boessnecka dotyczył analizy szczątków kostnych neolitu Grecji, z Tessalii, datowanych na 6500-6300 lat BC. Z badań tych wynika, że pierwsze udomowione zwierzęta przedostały się do Grecji z Bliskiego Wschodu, pokonując trudną drogę przez Morze Egejskie. Udało się to dzięki licznym wyspom. W czasie osadnictwa na wyspach, zwierzęta wtórnie dziczały. Do dziś są tam dzikie kozy (bezoarowe), których dzikość jest trochę zaburzona wcześniejszym udomowieniem.

Pochodzeniem zwierząt udomowionych w Afryce zajmował się też Hellmut Epstein, który napisał książkę „ The Origin of the Domestic Animals of Africa”, opublikowaną w 1971 roku. W latach 1979-1999 wyszły trzy książki Juliet Clutton- Brock, z których jedna była szczególnie ważna, bo dotyczyła konia i osła, zwierząt, które w literaturze występowały rzadziej niż inne zwierzęta, gdyż mniej było ich szczątków.

Bardzo wartościowe są publikacje wprowadzające nowe metody badawcze. Tu prekursorem był Wieniamin Iosifowicz Całkin, który pierwszy, już w 1960 roku stworzył wskaźniki dające możliwość obliczania wysokości ciała zwierząt na podstawie długości kości. Fundamentalne znaczenie mają prace Angeli von den Driesch, współpracującej z profesorem Joachimem Boessneckiem, w których autorka przedstawiła zasady pomiaru wszystkich kości, wprowadziła ujednolicone nazewnictwo i oznaczenia skrótowe. Model ten obowiązuje na całym świecie do dziś. W 1997 roku Achilles Gautier napisał bardzo wartościowy artykuł o nazewnictwie łacińskim udomowionych zwierząt. Zwracał uwagę, aby za podstawę brać zawsze systematyczną nazwę gatunku i dodawać informację o udomowieniu – „f. domestica”’.

W tym samym okresie, w Polsce rozwinęły się cztery ośrodki weterynaryjne, zajmujące się identyfikacją szczątków zwierzęcych pochodzących z wykopalisk archeologicznych. Najsilniejszy był ośrodek poznański, którym kierował profesor Marian Sobociński. Najważniejsze jego dzieło to stworzenie czasopisma, zatytułowanego „ Archeozoologia”, wyodrębnionego z Roczników Akademii Rolniczej w Poznaniu. „Archeozoologia” wychodziła przez ponad dwadzieścia lat i zawsze wypełniona była pracami materiałowymi profesora i jego asystentów: Daniela Makowieckiego (teraz profesora wykładającego na Uniwersytecie im. M. Kopernika w Toruniu), Szymona Godynickiego i Zdzisławy Schramm. Daniel Makowiecki, już w późniejszych czasach napisał doskonałą książkę pt. „Historia ryb i rybołówstwa w holocenie na Niżu Polskim w świetle badań archeozoologicznych” (2003). Jest to jedyna książka o historii ryb i wydaje mi się, że nie tylko w Polsce, ale też na świecie. Zdzisława Schramm opisała subtelne różnice w kośćcu kozy i owcy.

Drugi ośrodek działał we Wrocławiu. Kierownikiem był profesor Piotr Wyrost. Spośród wielu jego publikacji należy wymienić pracę nad typami psów wczesnożelaznych i wczesnośredniowiecznych Europy Wschodniej. Praca ta jest ważna, zarówno ze względu na rzadkość badań nad psem, ale także ze względów metodycznych. Mianowicie umożliwia ona określenie typu morfologicznego psa. Z profesorem współpracowały Teresa Radek, zajmująca się identyfikacją skór zwierzęcych, pochodzących z wykopalisk i Aleksandra Waluszewska-Bubień, która identyfikowała kości ptaków, co w tamtych czasach było rzadkością.

Trzeci ośrodek był w Szczecinie, kierował nim profesor Marian Kubasiewicz. Zarówno on jak i jego asystenci publikowali prace materiałowe, nie wybijając się na jakąś specjalizację. Jeden z nich, Stanisław Nogalski, zajmował się szczątkami ptaków.

Czwarty ośrodek to Warszawa. Tworzył go profesor Kazimierz Krysiak i jego asystenci. Wśród nich najbardziej zaangażowani byli dr Stanisław Serwatka, profesor Krzysztof Świeżyński i profesor Henryk Kobryń. Zespół ten wykonywał opracowania szczątków zwierzęcych z dużych stanowisk, np. z Wiślicy. Prof. Henryk Kobryń napisał rozprawę habilitacyjną o ewolucji konia na ziemiach polskich. Brał też udział w pracach problemowych pisanych ze mną i wydawanych w „Acta Theriologica”, co zapewniło im dostępność w innych krajach.

Poza ośrodkami weterynaryjnymi archeozoologią zajmował się Instytut Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie. Ptaki badał profesor Zygmunt Bocheński, w 2000 roku wyszła pod jego redakcją i przy moim udziale książka „Podstawy Archeozoologii. Ptaki”. Ssakami, ze szczególnym uwzględnieniem ssaków plejstoceńskich zajmuje się Piotr Wojtal. W 2007 roku napisał wartościową książkę zatytułowaną „Zooarchaeological Studies of the Late Pleistocene Sites in Poland”.

W Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie, w 1982 roku wyszła książka Teresy Węgrzynowicz pt. „Szczątki zwierzęce jako wyraz wierzeń w czasach ciałopalenia zwłok”. Jest to jedyna synteza tego trudnego problemu, w dodatku napisana przez archeologa, a więc z całym kulturowym komentarzem.

W Katowicach, w Muzeum Śląskim pracuje dr Renata Abłamowicz, która wespół z profesorem Henrykiem Kubiakiem napisała książkę o szczątkach zwierzęcych z ciałopalnych cmentarzysk kultury łużyckiej w dorzeczu Odry i Wisły (1999). Cmentarzyska ciałopalne to największe wyzwanie w archeozoologii. Już sama identyfikacja przepalonych kości graniczy z niemożliwością, później jeszcze trzeba zapanować nad przemieszaniem i ocenić ofiarnictwo.

Ta sama autorka (p. Abłamowicz) we współpracy z profesorem Danielem Makowieckim napisali książkę popularną o historii udomowienia zwierząt (2019). Książka jest bardzo udana i dostępna dla każdego czytelnika.

W roku 2005 ukazała się książka poznańskiego archeologa pt. „Placing Animals in the Neolithic: Social Zooachaeology of Prehistoric Farming Communities”. Interpretacja wyników w tej książce jest błędna, gdyż opiera się na poważnych błędach wynikających z nieznajomości anatomii zwierząt, o czym autor wie, bo napisałam na temat tej książki recenzję.

W Poznaniu archeozoologią zajmuje się obecnie profesor Marta Osypińska, moja uczennica i doktorantka, pracująca w Instytucie Archeologii i Etnologii PAN. Skupiła się na badaniach archeozoologicznych w Sudanie. Napisała książkę pt. „Krowie Królestwa. Zwierzęta w historii doliny środkowego Nilu. Studium archeozoologiczne” (2019).

Ja do archeozoologii dotarłam w 1968 roku, najpierw pracowałam w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie i w Pracowniach Konserwacji Zabytków. Od roku 1990 zaczęłam pracę w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Napisałam wiele prac materiałowych, a później zaczęłam pisać prace problemowe i książki. Spośród tych ostatnich najważniejsze są dwa podręczniki akademickie z zakresu archeozoologii dla studentów i badaczy (1997, 2008). Podsumowaniem wiedzy o pochodzeniu i udomowieniu zwierząt domowych, ssaków, ptaków i bezkręgowców jest książka pt. „Zwierzęta udomowione w dziejach ludzkości” (2005). Kolejna publikacja (A. Lasota-Moskalewska, A. Hudjanazarow, „Petroglyphs of Mammals in the Sarmišsaj Gorge” 2000) traktuje o rozpoznawaniu przedstawień figuralnych zwierząt i zawiera dużą część opisującą cechy budowy umożliwiające rozpoznawanie gatunków. Jestem też współautorką książki: „Podstawy archeozoologii. Ptaki” (2000) oraz książki o cmentarzysku kultury amfor kulistych w Złotej Sandomierskiej (1976).

Powołanie Zakładu Archeologii Środowiska w Instytucie Archeologii było bardzo ważnym momentem, wówczas w Polsce zaczęło się nauczanie archeozoologii i ta dyscyplina stała się przedmiotem akademickim. W Uniwersytecie Warszawskim opracowałam program nauczania oraz tematy prac magisterskich, których powstało pod moją opieką około 130. Cztery z moich uczennic zrobiły doktoraty, a jedna z nich, Joanna Piątkowska-Małecka, uzyskała stopień doktora habilitowanego. Podstawą habilitacji była książka pt. „Łowiectwo ssaków na ziemiach polskich od neolitu do okresu wędrówek ludów” (2013). Jest to książka jedyna w swoim rodzaju, a przecież łowiectwo było przez setki lat podstawową metodą zdobywania mięsa. Dr Anna Gręzak napisała rozprawę o zwierzętach w gospodarce średniowiecznego Kołobrzegu. Obie panie wykładają na Wydziale Archeologii i na Wydziale Artes Liberales UW. Dr Urszula Iwaszczuk opracowuje szczątki zwierząt z Sudanu i innych stanowisk z basenu Morza Śródziemnego.

Pozycje, które do tej pory wymieniłam jako prace materiałowe wynikają z pewnego typu archeozoologii, tzw. morfologicznej, opierającej się na analizie cech budowy kości, a po przeniesieniu ich na cechy zwierzęcia dającej możliwość oceny jego wielkości, typu morfologicznego, płci i wieku. W tych badaniach uwzględnia się także frekwencję szczątków zwierząt poszczególnych gatunków w jednostce archeologicznej, np. w obiekcie, grobie, warstwie lub na stanowisku. Oblicza się też frekwencję części anatomicznych. Zwraca się także uwagę, czy w badanej grupie jest jednorodność, czy jej brak, czy można wydzielić dwie grupy. Ocenia się także czy w materiale jest reprezentacja wszystkich części szkieletu i czy ich częstość jest zgodna z budową szkieletu.

Od kilkunastu lat do badań archeozoologicznych włączono genetykę, która jako nowa dziedzina, pracująca nieznanymi w archeologii metodami zrobiła duże wrażenie i przebiła archeozoologię morfologiczną. Jestem pełna szacunku dla badań genetycznych, ale nie wtedy, gdy na podstawie kilku wyników pokrewieństw tworzy się uogólnienie, na przykład, że cały proces udomowienia zwierząt odbył się na Bliskim Wschodzie. Przeczy to dobrze udokumentowanym wynikom badań dotychczasowej archeozoologii, że udomowienie następowało w różnym czasie i na różnych terenach, jeśli tylko były dzikie zwierzęta, które wytrzymały ten trudny proces. Oczywiście musieli też być ludzie, którzy kulturowo dojrzeli do podjęcia domestykacji. Pies został udomowiony tam, gdzie był wilk, świnia, gdzie był dzik, a bydło, gdzie był tur. Na naszych ziemiach też udomowiono tura, na co są dowody w postaci form przejściowych między formą dziką a domową (A. Lasota- Moskalewska, H. Kobryń, 1989). Orientacja gdzie się odbyło udomowienie jakiegoś gatunku wskazuje nam drogi rozchodzenia się zwierząt oraz poziom kulturowy ludzi zamieszkujących dany teren. Zainicjowanie udomowienia było wielkim przełomem w życiu ludzi podejmujących ten proces. Tacy ludzie najczęściej przestawiali się na osiadły tryb życia, zaczynali uprawiać ziemię, wycinali wokół siebie lasy, bo musieli mieć pod uprawę roślin, zaczynali budować szałasy lub ziemianki. Takie tereny, gdzie była forma dzika a nie podjęto udomowienia łatwo poznajemy, bo zamiast form przejściowych mamy hiatus w wykresie wielkości kości. Taki hiatus opisał dla bydła Joachim Boessneck (1962) na stanowisku neolitycznym w Argissa Magula w Grecji, datowanym na 6500-6300 lat BC. Podobną sytuację odnotowano w neolitycznej Szwajcarii (l. Rutimeyer, 1862), a także na Bliskim Wschodzie w Tepe Sabz (K. V. Flannery, 1969). Odwrotną sytuację, czyli ciągłość morfologiczną między formami dzikimi i udomowionymi, opisał Peter Jewell (1960) na Wyspach Brytyjskich, Sandor Bökönyi (1974) na stanowiskach węgierskich, a ja na stanowiskach z terenu ziem polskich (A. Lasota- Moskalewska, 1976; A. Lasota- Moskalewska, H. Kobryń, 1989). Ciekawa jest też obserwacja początków udomowienia w Nemriku (Irak), gdzie znaleziono najwcześniejsze jak dotąd dowody udomowienia bydła. W materiale kostnym z fazy datowanej na 7150-7050 lat BC znalazłam tylko 1% kości form przejściowych między turem i bydłem domowym, a w zbiorze z fazy datowanej na 7050-6500 lat BC było ich już 10,7% (A. Lasota- Moskalewska, 1994). Ze względu na wyjątkową wagę zjawiska jeszcze raz powtórzę co to są formy przejściowe. Takie, których obraz morfologiczny ujawnia mieszankę cech zwierząt dzikich i udomowionych, w wymiarach kości są to wielkości pośrednie. Tam gdzie są formy przejściowe i występował dziki przodek należy się poważnie liczyć z udomowieniem lokalnym. Fascynujące są wyniki uzyskane przez profesora Mariana Sobocińskiego w schyłkowo-mezolitycznych Dąbkach gm. Darłowo (1984, 1986). Ludzie ci udomowili aż trzy gatunki, bo ich formy dzikie były na miejscu. Było to bydło, świnia i pies.

Lokalne udomowienie miało wielkie znaczenie w rozwoju kulturowym grup ludzkich oraz wskazuje, że nie było napływu obcych kultur. Genetyczna sugestia, że wszystkie zwierzęta europejskie zostały udomowione na Bliskim Wschodzie, a cała Europa dostała gotowe formy, odbiera olbrzymim terenom samodzielność i zdolność do ewolucji kulturowej, nie mówiąc o tym, że fałszuje rzeczywistość. Owszem, po jakimś czasie przyszli wędrowcy ze swoimi zwierzętami wcześniej udomowionymi, jak bydło lub udomowionymi wyłącznie na Bliskim Wschodzie, jak owca i koza. Na terenie ziem polskich powstała taka mieszana sytuacja po przyjściu ludów z kultury wstęgowej rytej: było duże bydło, rodzime i dużo mniejsze, przybyłe, udomowione około 3 tysiące lat wcześniej. Z tymi ludźmi przyszły też do Europy owce i kozy udomowione w Azji południowo-wschodniej, bo tylko tam żyły formy dzikie. Świnię udomowiono lokalnie, gdyż zwierzę to nie nadaje się do wędrówek. Taki obraz utrzymywał się dość długo, gdyż obserwujemy go na stanowiskach kultury pucharów lejkowatych, a następnie w okresie kultury amfor kulistych (w Złotej Sandomierskiej i w Wojciechowicach, badania własne).

Podstawowe pytanie, od jakiego przodka pochodzi zwierzę udomowione nie jest skomplikowane. Przeważnie żyje jeszcze forma dzika (np. owca, koza, świnia, pies), albo w materiałach archeozoologicznych znajduje się kości przodków (np. tur, tarpan). Między formą dziką i udomowioną jest duże podobieństwo morfologiczne, a różnice dotyczą cech, które nazywamy cechami udomowieniowymi. Jest to wielkość kości i proporcje w budowie, zarówno kości jak i poszczególnych części anatomicznych. Bardziej zmieniły się cechy długościowe niż szerokościowe kości długich, bardziej zmieniła się szerokość końca dalszego niż bliższego, silnie zmieniła się czaszka. Okazuje się jednak, że wśród osób spoza archeozoologii istnieje pokusa, aby żyjącą formę dziką traktować jako odrębny gatunek w stosunku do formy udomowionej. Współcześnie dziko żyjącego w Azji wielbłąda dwugarbnego uznano za odrębny gatunek, a nie za przodka wielbłąda udomowionego. Nawet spisano cechy różniące te dwa wielbłądy. Cechy różniące są cechami udomowieniowymi. Nikt się też nie przejął, że nie ma kości dzikiego przodka wielbłąda dwugarbnego. To tak, jak by ktoś uznał, że świnia domowa i dzik to są odrębne gatunki.

Następne ważne zagadnienie rozwiązywane na postawie badań morfologicznych dotyczyło losów zwierząt udomowionych i dróg, które one pokonywały, wędrując z wczesnymi hodowcami. Dzięki dużej liczbie prac materiałowych udało się opisać szlaki rozchodzenia się kozy udomowionej na terenie Żyznego Półksiężyca. Była to koza niezbyt duża, 53-70 cm wysokości w kłębie. W neolicie występowała na obszarze dawnej Jugosławii, Grecji, Węgrzech, Czech, Niemiec i Polski (A. Lasota- Moskalewska i in., 1991). Większą rolę odgrywała w gospodarce terenów górzystych i suchych, na ziemiach polskich jej rola była bardzo mała. Na przełomie neolitu i brązu, w kulturze Dimini, na terenie Grecji, pojawiła się druga forma kozy, rozpoznana metodami morfologicznymi. Była wyższa od pierwszej, osiągała od 71 do 85 cm wysokości w kłębie, i miała większe rogi. Rozpowszechniła się ona na terenie całej Europy, oprócz krajów skandynawskich i nadbałtyckich. Wydaje się, że odbyła tę samą drogę, co rozprzestrzeniające się Imperium Rzymskie. Na przykład w Panonii, prowincji rzymskiej na terenie Węgier, było jej bardzo dużo (S. Bökönyi, 1984). Okazuje się, że typy morfologiczne zwierząt hodowlanych wyraźnie wiążą się z losami krajów i kulturami ludzi.

Podobnie zbadano losy owcy. Udomowiona w miejscu występowania dzikiego przodka, czyli w Azji południowo-zachodniej, rozpoczęła z hodowcami wędrówkę ku Europie. Najpierw pojawiła się w Tessalii, jeszcze w okresie neolitu przedceramicznego, a w V tysiącleciu występowała w całej Europie. Nie było to duże zwierzę, o wysokości w kłębie 49-67 cm. Od schyłku neolitu w Europie środkowej pojawiła się owca odmienna morfologicznie. Była wyraźnie większa, 70-80 cm w kłębie, miała też potężniejszy szkielet (A. Lasota-Moskalewska i in., 1998). Fascynująca jest droga, którą wędrowała ta owca. Najwcześniej jej szczątki znaleziono na stanowiskach mezolitycznych południowej Francji, datowanych na 8000- 7300 lat BP (D. S. Geddes, 1985) oraz na przedneolitycznych stanowiskach w zachodnich Alpach (L. Chaix, 1991). Wymyśliłam teorię, że ta druga forma powstała ze skrzyżowania pierwszej formy domowej z urialem, na przykład w neolicie przedceramicznym w południowo-zachodniej Azji. Z morfologii wynika, że owca ta wędrowała dwiema drogami: jedną na północny wschód w kierunku Morza Czarnego aż po Dniestr. Drugi kierunek, południowo-zachodni, wiódł przez Anatolię, ku północnym wybrzeżom Afryki, następnie na Półwysep Iberyjski i stąd do południowo-zachodnich Alp. Owca ta była często wymieniana przez autorów opracowań stanowisk neolitycznych Europy, gdyż była pewną odrębnością. W eneolicie duża owca wędrowała w kierunku wschodnim, pojawiła się na terenie Niemiec, później Polski. Małą owcę archeozoolodzy nazwali torfową od torfowych stanowisk w Szwajcarii, dużą nazwano miedzianą od okresu miedzi, kończącego neolit. Najpierw były doniesienia, że na badanych stanowiskach występują różne formy owcy, a dopiero gdy się zebrały setki stanowisk już opracowanych to można było ustalić drogi wędrówek i odtworzyć sprzężone losy zwierząt i ludzi.

Morfologia ma też duże osiągnięcia w innych kierunkach badawczych archeozoologii. Na przykład badania rozkładu anatomicznego szczątków zwierzęcych pozwalają wyciągać wnioski o podatkach dawanych w mięsie np. tzw. „ łopatka” w średniowiecznym Ciechanowie (A. Lasota-Moskalewska, 1983). Można też rozpoznać koczowników, którzy najchętniej jadali mięso z kończyny tylnej, piekąc je na ognisku. Pozwala rozpoznać ludzi ubogich, którzy rozdrabniali głowę zwierzęcia, bo oprócz oczywistego żwacza można było zjeść nozdrza, mózg, język. Wtedy kości głowy jest dużo więcej niż by to wynikało z pozycji głowy w szkielecie.

Współczesne uproszczone podejście do archeozoologii polega na liczeniu tylko określonych części anatomicznych łatwo rozpoznawalnych np. nasad kości długich. Przy takiej identyfikacji archeozoologia staje się bardzo łatwa tak, że właściwie nie trzeba nic umieć, aby identyfikować kości, nasadę każdy rozpozna. W takim podejściu do szczątków niektóre gatunki znikną w ogóle, bo nie zachowały się po nich rozpoznawalne nasady. Zniknie możliwość zbadania rozkładu anatomicznego, tak ważnego ze względów kulturowych.

Zasadą badacza powinno być wzięcie w rękę każdego szczątka kostnego. Niechętnie brane do ręki kawałki kręgów mogą kryć nadzwyczajne tajemnice. Na przykład rozdwojone wyrostki kolczyste dalszych kręgów piersiowych występują tylko u bydła zebu. I oto w szczątkach z XIV/XV-wiecznego Chełma znalazłam takie wyrostki kolczyste (1996), co wskazuje, że w Chełmie było bydło zebu. Wskazuje to na jakieś oszałamiające kontakty handlowe z Indiami, albo z Afryką, bo tam występowały krzyżówki bydła zebu z bydłem afrykańskim.

Na podstawie badania tylko nasad nie spojrzy się nawet na tzw. rumosz kostny, w którym nie zachowała się ani połówka nasady. Traktuje się go jako efekt zniszczenia i nawet się o nim nie wspomina w opracowaniu. A ten rumosz jest dowodem, że ludzie cierpieli na niedobory wapnia i fosforu. Skutkowało to zaburzeniem mineralizacji kości, co mogło przejawiać się ich łamliwością, skrzywieniem nóg, a poza tym odczuwalnym niepohamowanym głodem wapnia. Ten głód jest tak silny, że odruchowo je się wszystko, co zawiera wapń. W czasie wojny dzieci wygryzały dziury w ścianach, w czym sama mam doświadczenia. W głodzie wapniowym ratuje mleko, ale w okresie, gdy nie było krów udomowionych (paleolit, mezolit) lub były świeżo udomowione (pierwsza połowa neolitu) głód wapniowy skierował zainteresowanie ludzi ku kościom i muszlom. Tarli je na kamieniach i jedli proszek, a drobne kawałki wyrzucali. Często powstawały z tego całe sterty rumoszu, którym prawie nikt z badaczy się nie interesuje, no bo to śmieci. Takie sterty znaleziono na terasie przed Jaskinią Maszycką (paleolit), na stanowiskach w Miłukach, Lucie i Łajtach (mezolit), w Kamieniu Łukawskim i Sandomierzu (neolit) (A. Lasota- Moskalewska i in., 1997). O kościach takich pisał też Louis Chaix (1991) na podstawie badania stanowisk we Francji i w Szwajcarii. Od połowy neolitu zjawisko znika, co nam wyraźnie wskazuje czas, od kiedy utrwaliła się mleczność krów.

Moje przesłanie do młodych archeozoologów polega na tym, aby nie unikać trudnych spraw i metod i nie stosować uogólnień na podstawie małej liczby stanowisk. Każde prawidłowo opracowane stanowisko stanowi istotną wartość.