Wspomnienie o Witku Jedlińskim

Witold Jedliński
Witold Jedliński

Trudno jest pisać o koledze, który właśnie umarł, a do którego tak bardzo nie pasuje słowo śmierć.
Nie pamiętam, kiedy poznałem Witka. Może na praktyce wykopaliskowej w Żydowie, na Pomorzu, gdzie badaliśmy grodzisko, które miało być zalane, z powodu budowy hydroelektrowni? Potem pamiętam Rajgród, gdzie Witek prowadził wykopaliska, ale większość czasu spędzaliśmy na kortach tenisowych. Był wybitnym sportowcem, grał w młodzieżowej reprezentacji Polski w koszykówce. Był zawodnikiem pierwszoligowej Polonii Warszawa. Na studiach grałem z Nim w drużynie Wydziału Archeologii, która zdobyła mistrzostwo Uniwersytetu Warszawskiego.

Drużyna koszykówki Archeologii UW lata 70 XX wieku
Od lewej A. Gołembnik, T. Frączek, B. Domka, W. Jedliński, W. Piotrowski, M. Dąbski

Z czasów studiów pamiętam nasz wyjazd autostopem na FAMĘ do Świnoujścia. Kierowca ciężarówki wysadził nas w nocy, 20 km od celu. Spaliśmy na ziemi, co przypłaciłem chorobą gardła.
Pracę magisterską obronił Witek w 1974 roku. Pisał o grze w kości w okresie wpływów rzymskich. Jego promotorem był profesor Jerzy Okulicz.
Miał wielkie powodzenie u płci pięknej i jakoś sobie z tym radził. Ożenił się z Wandą i przyszły na świat ich dzieci: Natalia i Karol. W 1983 roku przeżył wielką tragedię, w wypadku samochodowym zginęła Jego kochana żona. Dzielnie radził sobie w trudnej sytuacji. Na pogrzebie Witka, kilka dni temu, widziałem czwórkę Jego dzieci: Natalię, Karola, Asię i Ewę. I potwierdzam, że udało mu się je wspaniale wychować i wykształcić. W latach 80-tych założył nową rodzinę. Z Jolą, którą poślubił wychowali czwórkę dzieci.
W dawnej siedzibie Instytutu Archeologii przy ulicy Widok 10 w Warszawie założył Witek Zakład Badań Archeologicznych, który był filią Studenckiej Spółdzielni UNIWERSITAS. Firma ta pomagała zatrudniać studentów na wykopaliska. Witek miał wspólne biurko z Henrykiem Rysiewskim i razem załatwiali wszelkie formalności.

Witold Jedliński
Witold Jedliński

W pewnym momencie pożegnał się z archeologią i spróbował swoich sił w biznesie. Wrócił do swojego wyuczonego wcześniej zawodu, przed studiami bowiem ukończył technikum poligraficzne. Założył z kolegą drukarnię, która bardzo dobrze prosperowała.
Cały czas spotykaliśmy się grając w koszykówkę czy tenisa.
Witek Jedliński nie pił i nie palił, ale widocznie nie jest to do końca gwarancją zdrowia. Dopadł Go szpiczak, złośliwy rak krwi. Lekarze dawali Mu trzy miesiące życia, a On przeżył prawie cztery lata z tą straszną chorobą. Dał nam przykład dzielnej walki i do końca był sobą. Odwiedziliśmy Go z Antkiem Smolińskim tydzień przed śmiercią. Rozmawialiśmy o wszystkim, wspominając wykopaliska i wspólne przeżycia. Na stoliku, obok Jego łóżka widziałem laptop, telefon, książki i tak ważny dla Niego różaniec. W domu otoczony był dziećmi i wnukami (12!).
W Izabelinie żegnało Witka dużo ludzi, którzy zdążyli Go poznać.
Dla mnie był przyjacielem, który przeniósł się gdzieś i nie będzie odbierał moich telefonów. Zazdroszczę Mu tylko, że nie musi już patrzeć na to, co dzieje się teraz na świecie.

Od lewej Witek
Od lewej Witek gdzieś, kiedyś…

Michał Dąbski